czwartek, 26 czerwca 2014

Makeup tutorial: dansou josei / cosplay!

Witam! 

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam nową serię postów! Planuję wrzucić tutaj kilka tutoriali, ewentualnie klasyczne "My Lolita transformation" (mam słabość do tego typu filmików! :"D). 
Zaczynam od stylu, o którym wspomniałam w moim pierwszym wpisie. Tak jak już wiecie, nie na Lolicie kończy się moja fascynacja japońską modą alternatywną. Oprócz mody typowo kobiecej, bardzo często zerkam na działy męskie, zazwyczaj tych marek, które specjalizują się w ubraniach punk'owych albo stylu gyaruo. Skąd to zainteresowanie? Nie tylko z powodu przeświadczenia o androgynicznej urodzie i osobowości, bo przede wszystkim ze zjawiska, znanego w Japonii jako dansou josei. 
Dansou josei jest to coś więcej niż moda, bo możliwych stylizacji jest naprawdę mnóstwo, a to dlatego, że całość sprowadza się do lifestyle, czyli pełnego trybu życia osób, które uprawiają dansou. Fenomen ten można nazwać crossdressingiem, połączonym z odpowiednim zachowaniem, bowiem na tym się to opiera. 
Dziewczyna, która postanawia zacząć swoją przygodę z dansou, musi maksymalnie upodobnić się do mężczyzny, zazwyczaj poprzez strój, zachowanie, a często zdarzają się i takie przypadki, że dana osoba po prostu zmienia formę osobową, którą wyraża swoje działania. Mnie jeszcze to nie dopadło i raczej nie dopadnie, z bardzo bardzo prostej przyczyny. Przyzwyczaiłam się do pewnego podziału mojej osobowości i całkiem dobrze czuję się w momencie, gdy jednego dnia stroję się przed lustrem jak prawdziwa dama, a następnego narzucam na siebie koszulę, spodnie, przeczesuję palcami grzywkę i jestem gotowa do wyjścia. 

Oczywiście nie osiągnęłabym dobrego efektu bez odpowiedniego makijażu! O nim właśnie opowiada mój tutorial. 

Jednak najpierw chciałabym przedstawić Wam moje inspiracje. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mój obraz dansou josei nie opiera się na wizerunku aktorek japońskiej rewii Takarazuka, która rok temu stała się moją największą pasją. Makijaż sceniczny i codzienny otokoyaku (aktorki, które grają role męskie) jest dla mnie podstawą do dalszego kreowania własnej wizji prawdziwego "idola".
Muszę przyznać, że i musumeyaku (aktorki, które grają role żeńskie) są moją inspiracją! Oczywiście, kiedy staram się wykonać perfekcyjny makijaż, pasujący do Lolita fashion. 

Pora na konkrety, czyli moje Top 5 Otokoyaku

Miejsce piąte - Todoroki Yuu!




Zadebiutowała w roku 1985, od roku 1997 do 2002, czyli roku, w którym zakończyła karierę, występowała jako Top Star grupy yukigumi. Jednak w roku 2002 dołączyła do grupy senka, czyli klasy artystek, które pomimo ukończenia współpracy z rewią, zdecydowały się na pozostanie w teatrze i dalsze wspieranie pozostałych pięciu grup Takarazuka Revue, poprzez gościnne występy w ich przedstawieniach. Niedługo pojawi się u boku mojej ulubionej pary Top Stars, wraz z ukochaną przeze mnie grupą hoshigumi. 
Zdjęcie po lewej pochodzi z musicalu "Evgeny Onegin" (rok 2010), w którym grała z nowym składem swojej dawnej grupy, yukigumi.

Miejsce czwarte - Natsuki Mizu!



Zadebiutowała w roku 1993, jako jedna z niewielu aktorek, występowała w prawie wszystkich grupach, za wyjątkiem najnowszej, czyli soragumi. W 2005 roku objęła stanowisko Top Star otokoyaku w grupie yukigumi. Odeszła z rewii w roku 2010. Zdjęcie po lewej pochodzi z musicalu "Elisabeth - ai to shi no rondo" (rok 2007), którym zdecydowanie zdobyła moje serce. Do tej pory jej interpretacja roli der Tod jest moją ulubioną. 


Miejsce trzecie - Asaji Saki!



Zadebiutowała w roku 1983, występowała w dwóch grupach - tsukigumi i hoshigumi, przy czym w roku 1994 objęła pozycję Top Star otokoyaku hoshigumi. Odeszła w roku 1998, aczkolwiek wspiera rewię do tej pory. Na swoim oficjalnym blogu często wspomina czasy występów z rewią. Od momentu odejścia z Takarazuki, nie zmieniła klasycznej fryzury otokoyaku, a na swoim blogu, oprócz informacji o tym, że jest kobietą, dodała krótki dopisek "czasami jestem otokoyaku". Co rzeczywiście jest prawdą! W tym roku, z okazji setnej rocznicy powstania Takarazuki, Mariko wraz z kilkoma innymi Takarazuka OG (Takarazuka Old Girls - tym mianem określa się panie, które odeszły z rewii) wystąpi w musicalu "Chicago", gdzie odegra rolę Williama Flynn'a.


Miejsce drugie - Asumi Rio!



Zadebiutowała w roku 2003, jako aktorka trupy tsukigumi. Rok temu przeniosła się do hanagumi, a miesiąc temu przejęła stanowisko Top Star otokoyaku tejże grupy, zastępując Ranju Tomu, która zdecydowała się odejść z Takarazuki. Mirio to największy słodziak całej Zuki, ustąpić może jedynie najnowszym nabytkom rewii. Na zdjęciu po lewej w roli Tybalta z "Romea i Julii" (rok 2012).


Miejsce pierwsze - Yuzuki Reon!!!



Zadebiutowała w roku 1999, od początku kariery występuje w hoshigumi. Od roku 2008 jest Top Star otokoyaku. Wydaje mi się, że jest jedną z najciekawszych postaci w rewii, ze względu na to, że do egzaminów do Takarazuka Music School przygotowywała przez dwa miesiące przed terminem. A to tylko dlatego, że z powodu wzrostu (172cm) wszystkie szkoły baletowe odmawiały jej przyjęcia. Tym sposobem, w ciągu zaledwie dwóch miesięcy, Chie nauczyła się dykcji, gry aktorskiej, a przede wszystkim - śpiewu. Obecnie zachwyca nie tylko tańcem, ale i nieskazitelnym, głębokim głosem, który niejedną kobietę mógłby przyprawić o zawroty głowy. Cóż, w tym i mnie. Reon to moja największa słabość i prywatny ideał kobiety. Mogę mieć tylko nadzieję, że wszelkie pogłoski o tym, jakoby za rok miała odejść z rewii, są wyłącznie informacjami wyssanymi z palca.
Na zdjęciu po lewej w roli Napoleona Bonaparte, musical "Napoléon, the Man Who Never Sleeps" (2014).

Pomijając inspiracje, które pochodzą z Takarazuka Revue, z wielką przyjemnością spoglądam również na typowe przedstawicielki nurtu dansou josei. Chociażby znana fanom japońskiej mody alternatywnej - Akira! Zdecydowanie, to jest moja kolejna słabość! 


Oprócz niej, bardzo lubię wizerunek dwóch japońskich girlsbandów, które funkcjonują na zasadzie grup dansou josei. 

AIZENN

FUDANJUKU
 (te panie zadbały o muzyczną oprawę mojego tutorialu, więc zaraz zapoznacie się z ich twórczością! )

Co tu więcej mówić, zapraszam do obejrzenia mojego tutorialu! (Wybaczcie dumnie wystający chest binder, ale z krojami Chińczyków nie wygram. D:)



Dziękuję za uwagę i do napisania!

~Yuuki

piątek, 20 czerwca 2014

Moi-même-Moitié ~ Rose Pintuck OP

Witam! 

Znowu popełniłam przerwę dłuższą, niż poprzednio planowałam, ale myślę, że w połowie następnego miesiąca przestanę mieć takie przestoje. Sprawy związane ze studiami spędzają mi sen z powiek, więc cieszę się, że w okolicach 11 lipca będę już miała to za sobą. 

Wracając do wątku, który poruszyłam w ostatnim wpisie, a był to warszawski piknik Matsuri, chciałam tylko powiedzieć, że nasze stoisko odniosło naprawdę wielki sukces. Nie spodziewałyśmy się tak dużego zainteresowania ze strony odwiedzających. Chociażby dlatego byłyśmy zmuszone do kilku przerw w działalności naszego stanowiska, ponieważ w kolejce do przebrania było po siedem, osiem osób, a porządnych przebieralni - zabrakło. Niemniej, całość odebrałyśmy bardzo pozytywnie, ze względu na ilość miłych komentarzy i odpowiednie zachowanie osób, które się u nas pojawiały. Oczywiście zdarzały się ciężkie przypadki, ale starałyśmy się nie zwracać na to uwagi, mimo tego, że po kilku godzinach pracy byłyśmy naprawdę wykończone i rzeczywiście co jakiś czas puszczały nam nerwy. Na to miałyśmy jednak sposób, bo starałyśmy się robić sobie przerwy, zazwyczaj w małych grupkach, żeby odreagować poprzez rozmowę. Myślę, że dzięki temu udało nam się jeszcze lepiej zintegrować, co również potwierdziła impreza urodzinowa Yukami i Sake, która odbyła się w zeszły weekend. Nie ma między nami podziałów, dobrze czujemy się w swoim towarzystwie, więc odnoszę wrażenie, że jeśli z czasem będziemy żegnać się z Lolita fashion, to jednak jakiś rodzaj więzi pomiędzy nami zostanie.

Dodam dwa zdjęcia z tego eventu, wykonane przez naszą wspaniałą panią fotograf, Anitę

Mój coord, klasyczne EGL w ulubionej tonacji black x blue.

Kawałek naszego stanowiska. Panie towarzyszki zostały zatostowane. :^)

A teraz przejdźmy do głównego tematu, czyli recenzji sukienki. To będzie dla mnie recenzja wyjątkowa, gdyż zabieram się za opisanie mojej dreamdress, której szukałam przez ostatnie pięć lat. W końcu, po tak długim okresie szukania, wymarzona OP trafiła w moje ręce, mniej więcej pod koniec lutego bieżącego roku. 

Zdjęcia sklepowe i podstawowe informacje: 


Rok wydania: 2006
Cena: ok. ¥36,000
Kolor: czarny ; różne odcienie różu ; oliwkowa zieleń
Wymiary: biust - 86cm ; dł. całkowita - 92cm
Materiał: bawełna (mako? splot jest podobny do tego gatunku bawełny, aczkolwiek wydaje mi się, że jest nieco cieńsza) ; poliester ; koronka bawełniana, wyszywana ręcznie ; wstążka bawełniana

Sposób zamówienia:

Sukienkę znalazłam przez przypadek na egl-comm-sales, był to koniec grudnia/początek stycznia. Sprzedawała ją pani z Singapuru, która opisała ją bardzo dokładnie w swoim poście na stronie. Napisałam do niej z prośbą o payment plan, czyli, w tym przypadku, podział zapłaty na dwie części oraz dodatkowe informacje dotyczące stanu sukienki i poprzednich właścicielek. Na początku wpłaciłam jej 80$ zaliczki (bodajże po 16 stycznia), a pod koniec miesiąca przelałam resztę kwoty + koszty przesyłki do Polski, łącznie 200$. Wybrałam droższą formę wysyłki, z trackingiem i przyśpieszeniem w dostawie, ponieważ chciałam mieć pewność, że wymarzona sukienka trafi do mnie cała i zdrowa, a przede wszystkim w najkrótszym możliwym czasie. Tym sposobem, w okolicach połowy lutego dostałam upragnioną paczkę w swoje ręce, a łączny koszt transakcji wyniósł ok. 280$, przy czym dostałam przemiły gratis od pani, która wystawiła tę OP na sprzedaż. Mianowicie była to nowiutka koronkowa kolia z kameą, wykonana przez jeden ze sklepów z biżuterią, które działają na Taobao. Chociażby za to oraz miłą obsługę i szybkie odpowiedzi na wszelkie pytania, na pewno skorzystam z zakupów u tej pani, jeśli kiedyś wystawi coś, na co miałabym ochotę. 

A oto przemiły prezent! 

Moje zdjęcia i recenzja:


A to ujrzałam zaraz po rozpakowaniu paczki. Kiecka, która pomieści pokaźnych rozmiarów halkę! Nie jest to może przydatna informacja dla mnie, czyli dla Lolity, która raczej nie przepada za wielkim puffem, ale może być to dobra wiadomość dla dziewcząt, które są przekonane o tym, że Moitie wykonuje wyłącznie dosyć wąskie sukienki. Co więcej, w połączeniu z wielkimi, bufiastymi rękawami, głębszym wycięciem w dekolcie i na plecach, z odcięciem pod biustem oraz pięknymi ozdobami i misternym printem na całej powierzchni, ta OP bardziej przypomina sukienkę powiązaną z modą historyczną. Przynajmniej ja mam takie skojarzenia, gdy się jej przyglądam. Właśnie z tego powodu moja ostatnia stylizacja z jej udziałem. nawiązywała do mody XIX wieku (zdjęć jeszcze nie dostałam, zaktualizuję ten post, gdy już będę w ich posiadaniu).


Przejdźmy do poszczególnych elementów tej sukienki. Cała góra sukienki jest obficie marszczona, przez co sukienka ma raczej uniwersalne wymiary. Na tyle wszyta jest gumka, co z resztą widać. Podobnie jest w odcięciu pod biustem, gdzie znajduje się niewielki pasek pełnego shirringu, ułatwiający zakładanie sukienki, która nie ma suwaka. Jest to jeden z niewielu modeli MmM, który przekładany jest przez głowę i nie posiada żadnych udogodnień, jeśli chodzi o sposób jej zakładania. Jednak nie przeszkadza to w żaden sposób, bo gumki, w obu przypadkach, mocno się rozciągają, dając możliwość bezpiecznego przyodziewania sukienki, nie uszkadzając przez przypadek fryzury albo nie brudząc materiału kosmetykami. Na tym zdjęciu widać również szczegółowość printu, jak i delikatne kropeczki, które są wyszyte na całej powierzchni sukienki. Pojawiają się wyłącznie na czarnych elementach.


Rękawy, podobnie jak przód sukienki przy dekolcie, wykończone są nierozciągliwym, grubym paskiem materiału. To może być jedyny mankament, jeśli chodzi o wymiary sukienki. W moim przypadku, rękawki są bardzo luźne, więc nie przeszkadzają mi w użytkowaniu tej OP.


Jak widać, pełny shirring to po prostu niewielki pas, umiejscowiony prawie pod samym biustem. Maskowany jest przez wstążkę, którą można zawiązać w dowolny sposób. Osobiście wybrałam wiązanie na krzyż, czyli takie, jakie jest zazwyczaj wykorzystywane w przypadku Moitie. Dzięki temu mogę też ukryć odcięcie góry sukienki od spódnicy.


I mała niespodzianka, mamy tutaj do czynienia z malutkimi szlufkami, wszytymi na wysokości shirringu. Szkoda, że nie zrobili jeszcze drugiego rzędu, jakieś 2cm niżej, ponieważ przy wiązaniu paska na krzyż, delikatny bawełniany materiał, z którego wykonana jest wstążka, przemieszcza się pod wpływem ruchu.


Teraz pora na koronki i tzw. pintuck, czyli fragment sukienki, który zawarty jest w jej nazwie. Koronki są wykonane z miłej w dotyku, grubej bawełny, są bardzo zdobne i szczegółowe, idealnie dopełniają skromną sukienkę. Oprócz tego, tematycznie wpisują się w motyw przewodni sukienki, czyli róże. Pojawiają się one w tym fragmencie w towarzystwie subtelnych listków. Jakby nie patrzeć, ten sam wzór róż na koronkach jest wykorzystywany od samego początku istnienia marki. Oczywiście modeli koronek mają bardzo dużo, ale podobnie jak krzyże, kwiaty pozostają niezmienne. Szczerze mówiąc, lubię ich przywiązanie do "tradycji".
Jak też wspomniałam, na dole sukienki, czyli w miejscu gdzie pojawiły się ozdoby, możemy przyjrzeć się również rzędowi trzech zakładek, czyli pięknie wykonanym pintucks. Chyba właśnie dzięki nim i rękawom, ta OP wpisuje się na listę sukienek dla Lolit, w których wyraźnie widać nawiązanie do mody historycznej. Taki sposób ozdabiania ubrań funkcjonował już w wieku XVII, aczkolwiek odnoszę wrażenie, że akurat ten model bliższy jest początkom wieku XX, a to ze względu na specyficzny sposób wykorzystania tej formy ozdoby na niewielkiej części materiału. Trochę kojarzy mi się z wykonaniem tej halki.


Na tym zdjęciu możemy dokładniej przyjrzeć się pięknemu printowi typu floral. Różyczki zawierają odcienie pudrowego różu oraz intensywnego, ciemniejszego różu. Dzięki temu, twórcy uzyskali wrażenie bardzo realistycznego cieniowania, podobnie z oliwkowymi listkami, przy których została użyta biel i dwa różne tony koloru oliwkowego.
Ten nadruk sprawia, że sukienka staje się uniwersalna, jeśli chodzi o przynależność do konkretnego stylu. Widziałam już kilka stylizacji z tą OP w roli głównej, które utrzymane były w typowym klimacie EGL, aczkolwiek ja staram się łączyć EGL ze stonowanym Classic. Co prawda, założyłam ją dopiero po raz drugi, ale ponownie łączyłam te dwa style. Następnym razem pokuszę się o OTT Classic albo zwyczajne EGL. Jednak ta sukienka pasuje również, przynajmniej według mnie i koleżanki, która zazwyczaj nosi Sweet Lolitę, do Bittersweet Lolity, a może nawet do Sweet'u pomieszanego z Classic. Jeśli chodzi o to, to właśnie ten model jest w stu procentach uniwersalny, wszystko zależy od wyobraźni i zawartości szafy właścicielki.


A tak wygląda tył sukienki i ponowne zbliżenie na okolice shirringu. Jak widać, góra jest obficie marszczona, więc jeśli chodzi o wymiary w biuście, to myślę, że 110cm jest jej maksymalną "pojemnością".


Podszewkowa ciekawostka. Klasyczna poliestrowa podszewka zakończona jest falbanką, wykonaną z tego samego materiału, co całość sukienki. To właśnie ta falbanka tworzy wrażenie warstwowości. Jest to jedno z tych ciekawych i przyjemnych zaskoczeń, bo od zawsze myślałam, że to po prostu część sukienki, zwyczajna dwuwarstwowa falbana na dole, a tutaj taka niespodzianka!


No i na koniec, podszewka pięknie przymocowana do sukienki, oczywiście na linii szwu, który został wzmocniony dodatkową ilością materiału. Tutaj dokładniej widać, że materiał, z którego wykonana jest ta sukienka, jest bardzo cienki. Idealny na wiosnę i lato, ale łatwo będzie "upchać" coś pod nią jesienią i zimą, bo jest naprawdę rozciągliwa, a na mnie klasycznie - za duża.

Podsumowanie:

Ten zakup jest zdecydowanie jednym z najlepszych, jeśli chodzi o moją przygodę z Lolita fashion. A to dlatego, że od samego początku, właśnie ta OP była moim obiektem westchnień. Niesamowicie cieszę się z tego, że nareszcie znalazłam ją w świetnym stanie i w dobrej cenie, która nie przekraczała 300$ (kiedyś widziałam ją za nieco ponad 400$, więc jestem naprawdę bardzo szczęśliwa, że kupiłam coś w granicach rozsądku!). Najcudowniejsze jest jednak to, że nareszcie mam uniwersalną sukienkę, która pasuje zarówno do EGL jak i Classic Lolity.

Wady:

Oprócz kilku małych nitek, wystających z falban, nie zauważyłam żadnej wady. Z nitkami szybko sobie poradziłam, a z resztą nie były one czymś niezwykłym, skoro sukienka ma już blisko osiem lat, a ja jestem jej trzecią właścicielką.

Moja ocena:

W pełni zasłużone 5/5!

Przykładowe stylizacje: 
(zaktualizuję, gdy tylko dostanę zdjęcia!)





1, 2, 3. 21.03.2014 ~ Pierwszy dzień wiosny [zdjęcia zostały zrobione na terenie mojego liceum, więc przepraszam za słabe tło :^)]
4, 5, 6. 14.06.2014 ~ Urodziny Sake i Yukami

Dziękuję za uwagę i do napisania!

~Yuuki

środa, 4 czerwca 2014

Moi-même-Moitié ~ Opal Lace JSK

Witam! 

Po kolejnej długiej przerwie (za którą bardzo wszystkich przepraszam!) nadeszła pora na nowy wpis! Gorący okres matur już za mną, teraz pozostaje błogie lenistwo, więc spokojnie mogę się oddać tworzeniu kolejnych recenzji. Materiałów do opisywania nie brakuje, a wręcz ich przybywa, dlatego będę starała się dodawać nowe posty jak najszybciej będzie to możliwe. 
Nieprzypadkowo tematem dzisiejszej recenzji jest Opal Lace JSK, która została popełniona przez Moitie w roku 2011, jako jedna z sióstr wspomnianej już Rose Lace-up OP. Stylizację z tą sukienką mam zamiar zaprezentować w sobotę, na warszawskim pikniku Matsurii, na którym pojawię się wraz z moimi koleżankami "po fachu", żeby poprowadzić krótką prezentację na temat Lolita fashion. Mała kryptoreklama, aczkolwiek ktoś może być zainteresowany tematem, a przecież w naszej intencji leży to, żeby promować ten styl, chociaż w niewielkim stopniu. 

Zdjęcia sklepowe i podstawowe informacje: 



Rok wydania: 2011
Cena: ¥34,650
Kolor: czarny ; royal blue
Wymiary: biust - 82cm ; dł. całkowita - 91,5cm
Materiał: poliester ; sztuczny jedwab (rayon) ; koronka klockowa bawełniana (przez producenta określona mianem torchon lace, aczkolwiek z tym bym polemizowała) ; koronka bawełniana ; welwet

Sposób zamówienia:
Sukienkę zamówiłam za pośrednictwem CDJapan, ponieważ oferowali taką samą cenę promocyjną, jaką akurat miał w ofercie oficjalny sklep MmM. Koszt tej JSK po obniżce wyniósł ¥15,500, do czego doszły jeszcze koszty przesyłki, której zupełnie nie przemyślałam. Wybrałam opcję wysyłki kurierskiej FedEx, przez co wpadłam na cło. Sama usługa tej firmy kosztowała ¥3,640, przy czym musiałam dopłacić 130PLN przy odbiorze paczki. No cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz, przynajmniej teraz będę uważać. :') Co prawda, zaoszczędziłam sporo czasu, ponieważ CDJapan realizowało moje zamówienie przez około tydzień, po czym od razu wysłali do mnie przesyłkę, którą otrzymałam trzy dni później. A że sprowadzałam ten model na początku grudnia, to chciałam zdążyć przed świątecznym szałem zakupów i problemami z pocztą. 
Kiedyś sobie obiecałam, że pojawię się na swojej studniówce w sukience z Moitie, a gdy nadarzyła się okazja złapania jednej z wymarzonych kiecek, to po prostu musiałam spełnić to marzenie. Chyba jednak warto było stracić trochę więcej pieniędzy, żeby móc później szaleć na parkiecie w roli "gotyckiego Kopciuszka". :D

Moje zdjęcia i recenzja:


A oto i piękna dama po rozpakowaniu. Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę była faktura sukienki. Flocky print, wykonany z welwetu o długim włosiu, układa się w bardzo nieregularne, finezyjne wzory. Kilka osób doszło do wniosku, że można dostrzec w nich zarysy róż, czego rzeczywiście można się spodziewać po Moitie i ich słabości do tego motywu. Kolejną ciekawą rzeczą jest niewątpliwie sposób, w jaki sukienka została ozdobiona. Mowa oczywiście o wstawkach ze wstążki i koronki, które zdobią ramiączka, dekolt oraz pas od talii do odcięcia pod biustem. Pomimo tego, że ta JSK nie ma jakiejkolwiek możliwości regulacji wymiarów, to dzięki panelowi z niebieskimi akcentami, uzyskujemy efekt podkreślonej talii i ładnie zarysowanego biustu. Chociażby dlatego uważam, że sukienka ta będzie doskonale się sprawdzać, gdy zacznę przygodę z normalną pracą, a przestanę bawić się w rodzinnego projektanta ubrań. :D Bardzo podoba mi się to, że w prawie każdej kolekcji Moitie wypuszcza przynajmniej jeden fason, który nadaje się do codziennego użytkowania. Nie wspominając już o ich eleganckich garsonkach z lat 1999-2005, na które zawzięcie poluję. 


Na tym zdjęciu widać, jak bardzo delikatny jest sztuczny jedwab, z którego korzysta Moitie. Jest to ten sam rodzaj materiału, który został użyty przy Rose Lace-up OP, aczkolwiek został on w niektórych miejscach wzmocniony poliestrowymi podkładami, na które nałożony został welwet, co poskutkowało stworzeniem ciekawego wzoru na tej JSK. Co więcej, czarna, poliestrowa podszewka jeszcze lepiej podkreśla ten piękny motyw, dodając mu interesującego, nieco mrocznego charakteru. Pomijam kwestię tego, że mogłabym całymi dniami gładzić tę sukienkę, wyłącznie ze względu na to, że jest niezwykle przyjemna i miękka w dotyku. W sumie, materiał wcale się nie gniecie, więc mogę bezkarnie ją maltretować bez względu na to czy wisi na wieszaku, czy akurat mam ją na sobie. 


Zbliżenie na górę sukienki i wspomniane ozdobniki. Delikatne kokardki dodają uroku temu modelowi, a uwielbiany przez Manę odcień niebieskiego rozjaśnia całość w elegancki sposób. Bardzo duży plus za dokładne wykonanie elementów, które nawiązują do nazwy tej JSK. 


Opalizujące wstążki zostały oprawione koronką, co również nadaje lekkości tej sukience. Osobiście odnoszę wrażenie, że sposób, w który ta wstążka została ozdobiona, przywodzi na myśl pięknie oprawione kamienie szlachetne, ewentualnie małe kamee. 


Ramiączka równie otrzymały masę ozdób i dodatkową, nieco grubszą, czarną bawełnianą koronkę od wewnętrznej strony. Dzięki temu ramiączka są bardziej stabilne, lepiej trzymają się śliskich koszul (sprawdzone na koszuli z brokatowego szyfonu od Lady Sloth), a jednocześnie są jeszcze piękniejsze od dodatków na samej sukience. 


Teraz przyszła pora na tył tejże JSK. Jak widać, ozdoby zostały przeciągnięte i na tę stronę, przez co całość jest tematycznie spójna. Po obu stronach można dostrzec też mnóstwo marszczeń, jednakże nie dajmy się zwieść pozorom! Moitie uwielbia udawać, ze ich kiecki mogą pomieścić pokaźnych wymiarów halkę, ale marzenia o wielkim puffie odbierają podszewki, które są dość wąskie, i raczej dostosowane do wymogów kanonu stylu Elegant Gothic Lolita i żeńskiej wersji EGA


Te zdobienia niczym się nie różnią od tych, które przedstawiłam wcześniej. Schematyczne jest również umiejscowienie suwaka na boku sukienki, który sięga do połowy części spódnicy. Ponownie pojawia się też podszewka od wewnętrznej strony sukienki, jednakże jest ona zabezpieczona od góry tym samym rodzajem jedwabiu, którym pokryta jest Opal Lace JSK, a to z kolei zapobiega przemieszczaniu się materiału na ciele. 


Oczywiście i w tym ciuszku pojawia się moja ulubiona niespodzianka od producenta, haftka nad suwakiem!


Gdy mówimy o podszewce, to od razu na myśl nasuwa się błyszczący, czarny poliester. W tym przypadku grubszy niż zwykle, jak i również znacznie bardziej miękki i przyjemny w dotyku. 


Jeszcze wrzucę Wam małą ciekawostkę, odnośnie podszewek tej firmy, o której jeszcze nie wspomniałam. Wszystkie podszewki są dodatkowo przyszywane do sukienek. Zazwyczaj na samym dole oraz w połowie długości spódnicy. 


Jeszcze szybkie zerknięcie na jedwab od spodu. Tutaj jest zupełnie matowy, widać również na nim miejsca wzmocnień, do których przyszyte są fragmenty welwetu.

Podsumowanie:
Co tu dużo mówić, jestem bardzo zadowolona z zakupu tej sukienki. Jest ona wręcz idealna do codziennych, jak i tych szalonych Lolicich stylizacji. Oprócz tego świetnie sprawdza się jako zwyczajna sukienka, raczej na lato, ze względu na to, że jest bardzo cienka i delikatna jak mgiełka. Zdecydowanie polecam ją na cieplejsze pory roku, no chyba, że ktoś się uprze i wepchnie pod nią kilka warstw ubrań. 
Co prawda ma kilka wad, o których zaraz wspomnę, aczkolwiek nie są one widoczne podczas noszenia, a przy Lolicich stylizacjach nie sprawiają, że czuję się w niej niekomfortowo. 
Innym problemem jest, jak zwykle z resztą, rozmiar, który oczywiście nie pokrywa się z tym, co mówi producent. Odnoszę wrażenie, że ta JSK najlepiej będzie wyglądała na osobie, która ma 84-85cm w biuście i 65cm w talii. Nie jest to jedna z tych uniwersalnych kiecek, więc za maksymalne wymiary można uznać 88cm w biuście i 67cm w talii.

Wady:

Mana, czy twoi ludzie coś pili, gdy szyli tę kieckę?

No bez żartów, bardzo proszę...

A już tak na serio, to producent rzeczywiście strzelił gafę przy wycinaniu materiału na podszewkę. Nierówno powycinane, za długie kawałki sterczą majestatycznie przy wewnętrznej stronie suwaka. Jak dobrze, że taki defekt nie pojawił się na zewnętrznej stronie sukienki. 


A oto i drugi defekt. Ktoś chyba nie zastanowił się, gdy przyszywał grubą, ostrą metkę Moitie od wewnętrznej strony JSK, na boku podszewki. Gdy noszę Opal Lace w charakterze zwykłej sukienki, to kończę z czerwonymi zarysowaniami na udzie albo z zaciągniętymi rajstopami. O ile metka ze składem sukienki jest mięciutka i wcale jej nie czuć, to metka marki jest tworem z głębi piekieł. 

Moja ocena:
4,5/5

Przykładowe stylizacje:


1. 09.02.2014 - Warszawa, Lolita meetup
2. 28.03.2014 ~ wieczór w teatrze 

Dziękuję za uwagę i do napisania!

~Yuuki